Terrorystka dawnej Rosji na świętych ikonach

Ostatnia aktualizacja: 05.01.2017 10:00
- Każda chałupa miała kącik, gdzie były ikony. Stał tam Chrystus, Matka Boska i inni święci, no i ikona Marii Spirydonowej - opowiadał w Dwójce Stefan Türschmid o zadziwiających kolejach losu radykalnych opozycjonistów walczących z caratem na przełomie XIX i XX wieku.
Audio
  • Wokół książki Stefana Türschmida "Ikony. Opowieść o terrorystach" (Spotkania po zmroku/Dwójka)
Maria Spiridonowa
Maria SpiridonowaFoto: Wikimedia commons/domena publiczna

16 stycznia 1906 roku Maria Spirydonowa zastrzeliła na dworcu w Borisoglebsku gubernatora Tambowa G. N. Łużeniowskiego, który stłumił - rok wcześniej - z wyjątkowym okrucieństwem chłopskie powstanie. Stąd, jak tłumaczył Stefan Türschmid, tak wielka popularność tej zamachowczyni wśród ówczesnych rosyjskich chłopów: - Ktoś wymyślił produkcję ikon z jej portretem…

Gość audycji, autor książki "Ikony. Opowieść o terrorystach", mówił także o innych bohaterach swojej publikacji: Wierze Zasulicz (postrzeliła gubernatora Petersburga Trepowa, ale proces wygrała, nawet dostojnicy carscy byli po jej stronie) czy Siergieju Diegajewie (zaczynał od zamachu na cara Aleksandra II - tunel pod ulicą – a skończył w Ameryce, jako uczony, do końca życia uciekający przed upiorami z przeszłości).

Wśród postaci opisywanych terrorystów znalazła się również Masza Kolenkina. Miała zastrzelić prokuratora, który wsławił się straszliwym traktowaniem więźniów. Ale w ostatniej chwili się zawahała, zobaczywszy pewną scenę. - Mimo że była fanatyczką, nie zdecydowała się. Terroryzm był wtedy jednak inny niż dziś - podkreślał Stefan Türschmid.

***

Tytuł audycji: Spotkania po zmroku

Prowadzi: Wacław Holewiński

Gość: Stefan Türschmid (pisarz i opozycjonista w czasach PRL) 

Data emisji: 4.01.2017

Godzina emisji: 21.30

jp/bch


Czytaj także

Marek Nowakowski. "Kronikarz siermiężnego PRL"

Ostatnia aktualizacja: 23.12.2016 12:00
- Mając zaledwie 22 lata, zadebiutował na łamach "Nowej Kultury" opowiadaniem "Kwadratowy", a rok później miał już swój debiut książkowy. Jak na czasy PRL, to było coś, bo zwykle na wydanie książki trzeba było czekać latami – powiedział Wacław Holewiński.
rozwiń zwiń